APULIA - co mnie zachwyciło i dlaczego już tam nie wrócę

 

 Podróż do Bari nie była planowana. Apulia nie była jakoś super wysoko na liście włoskich regionów, które pragnęłam odwiedzić. Szczerze mówiąc, zanim kupiłam tam bilet, niewiele wiedziałam o tej części Włoch. Wyboru jednak trzeba było dokonać i padł on na Bari. Zapraszam Cię zatem, drogi czytelniku, do przeczytania mojego pierwszego wpisu. Wpisu dotyczącego tygodniowej podróży po Apuli. Nie znajdziesz tu wskazówek dotyczących dojazdu z lotniska, tego gdzie nocować, gdzie zjeść obiad i gdzie wieczorem wyjść na drinka. Takich treści w internecie nie brakuje, więc spokojnie sobie poradzisz ze znalezieniem tych informacji. Skupię się raczej na przekazaniu moich odczuć związanych z tym miejscem. Napiszę dlaczego - według mnie - do Apuli pojechać warto oraz dlaczego raczej tam już nie wrócę. 

    Początkowo planowałam połączyć zwiedzanie Bari z Rzymem bądź Neapolem. Jednak w momencie, kiedy zaczęłam odkrywać jak bardzo interesującym regionem jest Apulia, ile dookoła urokliwych miasteczek i miejsc wartych odwiedzenia, poprzestało na lotach bezpośrednio do i z Bari. To miasto jest idealną bazą wypadową do zwiedzania pobliskich miasteczek, oddalonych o kilkanaście/kilkadziesiąt kilometrów. Jest ich na tyle dużo, że w ciągu tygodniowych wakacji, udaje się niestety odwiedzić jedynie niewielką ich część. Wybór nie był łatwy, u mnie padł on na Polignano a Mare, Monopoli, Alberobello oraz w późniejszym etapie podróży na piaszczyste plaże i klify Półwyspu Saletyńskiego.

Alberobello, widok wejścia do domku trulli.

    Każde z wymienionych wyżej miejsc miało swój unikalny klimat. Niebieskie łódki zacumowane w porcie w Monopoli. Klify w Polignano a Mare i posadowione bezpośrednio na ich krawędzi budynki. Pocztówkowe widoki uliczek pomiędzy domkami trulli w Alberobello. Lazurowa, przezroczysta woda Morza Adriatyckiego widziana z piaszczystych plaż Torre dell'Orso. Do tego podziwiane z okna pociągu oliwne gaje, pokrywające olbrzymie podmiejskie tereny. Nawet Bari, które na pierwszy rzut oka nie zachwyca, podczas nocnego spaceru daje się poznać z lepszej strony. 

Najbardziej charakterystyczne miejsce w Monopoli - port z niebieskimi łódkami. Co ciekawe, gdy odwiedziłam to miejsce, było ono praktycznie puste.

    Śródziemnomorski klimat Torre dell'Orso, do którego trafiłam w połowie swojej tygodniowej podróży, jednocześnie mnie zachwycił i rozczarował. Lazurowa, przezroczysta woda, podziwiana z ogromnych klifów oraz piaszczystych plaż, to z całą pewnością widok dla którego warto tam pojechać. Poranny piknik i wieczorne wino na klifie, z którego rozpościerał się widok na gładką taflę wody, co rusz przecinaną pędzącymi motorówkami będę wspominać jeszcze przez długie lata. Gdybym miała rozpatrywać to miejsce w kategoriach wakacji nad morzem, wróciłabym stamtąd zachwycona, zadowolona i gotowa na kolejne planowanie urlopu w tym miejscu. I choć pełne to miejsce było włoskiego dolce far niente, to brakowało mi poczucia, że spędzam wakacje we Włoszech, które uwielbiam, a nie gdzieś w południowym państwie Europy. To tylko moje odczucia. Może to, że Apulia ma swój unikalny klimat i tak się różni - jak dla mnie - od pozostałych Włoskich regionów to zaleta a nie wada? Bo niewątpliwie ten region Włoch jest zdecydowanie inny od tych, które do tej pory odwiedziłam. Niewiele ma wspólnego w florenckim przepychem, neapolitańskim gwarem, toskańskim spokojem, czy rzymską kuchnią. 

      A skoro już o kuchni mowa. Myślę, że kuchnia apulijska zasługuje na osobny akapit. Przed wyjazdem, dużo naczytałam się o przepysznym orecchiette, najlepszej na świecie foccaci, prostych ale wyśmienitych panzerotti i wielu innych powielanych na blogach daniach. Z wymienionych wyżej trzech, udało mi się jedynie spróbować foccaci i faktycznie, była najlepsza jaką kiedykolwiek jadłam, kupiona w Panificio Santa Rita w Bari. Ale niestety, na tej foccaci moje kuchenne zawyty się zarówno zaczynają jak i kończą. Włoska kuchnia, jest jednym z powodów, dla którego do Włoch wracam. Dobry makaron cenię bardziej niż dobre prosseco, a neapolitańska pizza jest podstawą mojej piramidy żywienia. Stąd też, moje bardzo wysokie oczekiwania co do apulijskiej kuchni. Oczekiwania to może nieodpowiednie słowo... Po prostu - lecąc do Bari byłam pewna, że w końcu, po ponad roku nieobecności we Włoszech, przez tydzień będę się cieszyć najlepszym na świecie jedzeniem. Nic bardziej mylnego. 
    To może być tak, że po prostu trafiłam do nieodpowiednich miejsc, że te dobre jedzonko gdzieś tam na mnie czekało ale ja wybrałam restauracje z tym gorszym. Zdecydowanie nie pomógł fakt, że Apulia - jak na region nadmorski przystało - słynie z ryb i owoców morza, czego ja, jako wegetarianka nie lubię i nie jem. 


Pasta z pomidorami z Matiti Brown w Bari.

Panini 

        
    Włochy odwiedziłam pierwszy raz w październiku 2016r. i już wtedy wiedziałam, że będę tam wracać, kiedy tylko nadarzy się okazja. Uwielbiam zgubić się w wąskich włoskich uliczkach, zachwycić się włoską sztuką i architekturą no i wiadomo, włoskim jedzeniem. W Bari mi tego brakowało. Nie zachwyciła mnie ani kuchnia, ani widoki, ani nawet klimat odwiedzanych miejsc. A ja Włochy odwiedzam właśnie po to. Żeby się zachwycić. Co nie oznacza, że wyjazd uważam za nieudany. Wręcz przeciwnie, było super. Jednak takie samo miejsce znalazłabym w każdym innym południowym kraju, z równie średnią pizzą z pieca elektrycznego (!) i rozwodnionym aperolem. 
    Czy warto odwiedzić Apulię? Oczywiście, że warto. Umiejętność dostrzegania piękna w prostych rzeczach, to niewątpliwie jedna z cech, którą najbardziej w sobie lubię, a w Apuli tych prostych rzeczy nie brakowało. Miejskie, nocne powietrze na otwartym tarasie, głośne dźwięki cykad w Torre dell'Orso, czarne, bezkresne, nocne morze Bari, wiedząc, że gdzieś tam, setki kilometrów dalej jest Chorwacja, śniadanie na klifie, nocne chodzenie po plaży. To są pojedyncze elementy, dzięki którym cały wyjazd był bardzo udany i z całą pewnością bardzo długo będę go wspominać. 
    Czy tam wrócę? Raczej nie. A należę do osób, które zamiast jechać w nowe rejony, lubią po raz kolejny wrócić w miejsce, które znają. U mnie jak w piosence Wodeckiego, "lubię wracać tam gdzie byłem już...". Lubię na nowo odkryć rejony w których już byłam. Zachwycić się po raz kolejny widokiem, który przyjemnie mi się kojarzy. Odwiedzić to samo miejsce o innej porze roku, w innym towarzystwie, z innymi przemyśleniami w głowie. Stąd też początkowy pomysł połączenia podróży do Bari z Neapolem bądź Rzymem, w których już byłam i które skradły moje serce. Gdyby Bari mnie zachwyciło, niewątpliwie prędzej czy później bym tam wróciła jednak nie czułam tam w ogóle tego włoskiego klimatu, który tak bardzo pokochałam pięć lat temu. 

Komentarze